Strona:Helena Mniszek - Panicz.djvu/165

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Narwaniec jest ten Denhoff!
Szczepański pobłażliwie machnął ręką.
— Ii... młody ino jeszcze, to i szumi, kiej słodowe piwo. Ustatkuje się potem.
— Ale co teraz będzie? — spytał Turski.
— Ano trza go ratować! Toć nic nie zrobił złego, ino to, że krzyczał.
— Trzeba się naprzód dowiedzieć szczegółowo, co zaszło w Wodzewie.
Obywatel z chłopem naradzali się długo.
Minął tydzień bez wieści. Niepokój rósł, plotki kursowały. Wroński będący nieobecnym w Wodzewie podczas krytycznej nocy, nic nie wiedział. Służba twierdziła rozmaicie. Karol i Anulka mówili, że „jaśnie pan“ otrzymał list z Tylemego i że zaraz wyjechał, zabrawszy dużą walizę, którą sam zapakował. Inni dowodzili, że ogarnięto Denhoffa w drodze do Sokołowa. Stangret mówił, że dziedzic jechał sam amerykanem i że amerykan odesłał ze stacji w Sołowie, przez dorożkarza. Paszowski przyznał, że listownie ostrzegł Ryszarda o niebezpieczeństwie, ale co się z nim stało, nie wie. Maryś Turski zapomniał o swych zgryzotach, przejęty zniknięciem Denhoffa, szukał go wytrwale, jeździł do Warszawy, poruszał wszelkie sprężyny, bezskutecznie.
„Panicz“ jak w wodę wpadł.
Niepokój i przygnębienie ogarnęło wszystkich. Tu i tam widywano niespodziewanie oddziały wojskowe; wznowiono ostrożność. Mrok niemiły padł na okolicę, powarzył umysły. Spalił się sztuczny ogień nadziei. Zrozumiano fikcyjność wspaniałych darów, które wywołały szał radosny, zahuczały w mózgach, odświeżyły atmosferę, niby burza po upale, lecz zanim słońce rozjaśniło się w oczekiwaną złotą tarczę, już zapada ciemna, ciężka noc. Kiedyż nastąpi istotny świt?
Po kilku jeszcze dniach niepokoju o Denhoffa, Maryś przyjechał do Worczyna. Zastał liczne towarzystwo zebrane przy kolacji. Po przywitaniu młody Turski rzekł tajemniczo.
— Mam wiadomość o Ryszardzie.
— Co się stało. Gdzie jest? Niech pan mówi! Mów Marysiu! — zabrzmiały pytania.
Ojciec Marjana wpił w syna niespokojne, badawcze oczy.
A Maryś rzekł.
— Denhoff jest u swej... Dulcynei w Olchowie.
Wszyscy zaniemówili na chwilę ze zdumienia.
— To chyba nowa bajka, skąd wiesz?
— Byłem tam i stamtąd wracam. Dorcia odpowiedziała umyślnie na mój list, że niepokoi się o Ryszarda i że go u nich niema, bo jak wiecie zachodziła obawa kontrolowania listów.