Strona:Helena Mniszek - Panicz.djvu/118

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Ciągiń, w imieniu zamieszkałych w niej starozakonnych, i zapewnił o życzliwości tychże dla patryjarchy katolickiego. Biskup odpowiedział również talmudycznym językiem, co wywołało radosne okrzyki pełne rasowego akcentu, z wschodnią płomiennością wyrzucane z piersi synów Judei. Uprzejmość była zachowana umiejętnie i oddana, przytem obopólne zadowolenie. W kościele celebrowano uroczyste nieszpory z udziałem wszystkich banderji. Ekscelencja w serdecznych słowach dziękował zebranym za entuzjastyczne przyjęcie, wyraził nawet, że podczas całej wizytacji swej diecezji nigdzie tak gorąco nie był witany jak właśnie w Okorowie. Nadmienił nawet o potężnym duchu tamtejszych obywateli, że powinien być przykładem, jak nawet wśród chmur może goreć płomień jasny a wielki i niegasnący, na niebie patrjotyzmu.
Słuchając tego, hrabia Korski zwiesił starczą głowę na piersi i przybladł, zaś Korzycki przeciwnie, wzniósł swoją dumnym ruchem i wysunął pierś naprzód, jakgdyby pancerz, gotowy do walki, jakgdyby był augurem i wodzem okorowskich bohaterów.
— Czy Korzycki będzie w pałacu? — spytał Denhoff Marysia.
— Eh! Pewno nie?...
— No, na to wygląda. Patrz pan, istny pomnik buntu. Apoteoza.
Korzycki jednakże wolał monumentalną postawę, niż treść, gdy bowiem po wyjściu z kościoła zebrali się wszyscy na cmentarzu, on zawołał pierwszy.
— Ha! Panowie! Spełniliśmy nasze obowiązki, teraz idziemy na libację. To się nam należy.
— Dokąd? — spytało parę głosów.
— Jakto dokąd?! Do pałacu, do starej siedziby hrabiów Korskich
— Papo! — zawołał zdławiony głos Maryli.
Zaległo milczenie, pełne zdumienia, przerwał je pan Wojciech.
— Chodźmy panowie na rynek, jest tam jakaś knajpka. Biskupa jużeśmy pożegnali. Nic tu po nas!
Ostatnie słowa wypowiedział ze zgrzytem.
Ale podszedł do nich miejscowy doktór, pan Troczyński z żoną, zapraszając całe towarzystwo do swego domu.
Paszowski z galanterją całował ręce pięknej doktorowej i wołał rozradowany.
— A! Wenero moja! Owszem, z przyjemnością pod dachem waszmość państwa zabawimy się. Tylko, że nas taka rzesza, to może i kłopot za wielki, panie mój! Toż jakby chorągiew cała, do wszystkich aniołów niebieskich i ziemskich.
— Już też panowie nam nie odmówią. Panie już prosiłam, są u nas w ogródku. Prosimy bardzo.