Strona:Helena Mniszek - Panicz.djvu/105

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Młody Turski słuchał teraz rozmowy prowadzonej pomiędzy Denhoffem i Osinowskim. Obaj byli rozdrażnieni, ton ich głosu nieco przyciszony wznowił się stopniowo do nut wyższych.
— Ja stwierdzam ogólnie, pan zaś tylko szczegół stawia jako atut, mówił Osinowski. Że ten jeden nie umiał po literacku wypowiedzieć swej mowy...
— Ja nie wymagam od niego stylu literackiego lecz prostej logiki, trochę zwięzłości.
— No więc tak, skąd on jednak nabierze wprawy, skoro nie pozwalają mu mówić. Dzisiejsza okazja jest dla niego pierwsza i może ostatnia, bo przecież panowie nie dbacie o rozwój ich umysłów, ani o ich kulturę. Co tu kto robi w tym kierunku? Oni są opuszczeni. Znam okolice gdzie obywatelstwo daje swój wpływ, myśli o ludzie, lecz nie tu. Tu się tylko, z ludu, wyśmiewają, spychają biednych włościan na ostatni plan, robią z nich białych murzynów, nic więcej.
— Eee! Nie koniecznie — wmieszał się Skórski — nie tylko to hobimy, bo jeszcze pozwalamy im łaskawie siedzieć przy nas i uszy nam kaleczyć ich afhykańskimi mowami.
— Pan nie należy do miejscowego obywatelstwa, ja nie mówię o panu.
— Lecz o nas — dokończył Ryszard. — Rozumimy. Ale ja, panie Osinowski kocham lud i wieś, bo i to ma w sobie poezję, tylko zbyt blisko nie lubię się z chłopkami ocierać, zwłaszcza zaś słuchać ich. Gdy się z nimi rozmawia na polu, na dziedzińcu folwarcznym lub w ich — zagrodach, to jakoś brzmi odmiennie, nawet sympatycznie. Jednak bezpośrednio wśród nas, w obliczu, że się tak wyrażę, śmietanki towarzystwa, ich jeremiady brzmią fałszywie, nudnie i drażniąco.
— Pan wymaga od nich krasomówstwa, ja szczerości w tem się zasadniczo różnimy.
— Ach! szczerości? Jeśli tak, to byłoby najszczerzej i najprościej, gdyby bez komedji podszedł, ucałował biskupa w rękaw i podziękował za przyjazd. To by nas lepiej ubawiło, niż ta cała mowa o łące, beczących owcach, i pełna niedorzecznych zwrotów.
Wmieszał się do rozmowy młody Turski.
— Przestańcie panowie dysputować o tym Szczepańskim, mówił jak umiał i był w prawie, słuchaliśmy dokąd nam się chciało i... także postąpiliśmy prawnie przerywając zbyt długą... elokwencję jego. Bądź co bądź, niema o czem debatować.
— Szczepański to tylko nowy powód do ciągłych sprzeczek pana Ryszarda z panem Osinowskim — odezwała się Irena.— Wiem skądinąd, że pan Denhoff ma pojęcia bardziej demokratyczne, ale woli głosić inne. Zawsze jest duchem sprzeczności; niech pan Bolesław zacznie potępiać chłopów, pan Ryszard stanie gorliwie w ich obronie.