Strona:Helena Mniszek - Magnesy serc.djvu/82

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

wywały się energje, trzepotały skrzydła zdobywców najlepszych pozycji. Po pewnym czasie przycichło wszystko, tylko w sadzie piały koguty i cicho biedołiły gołębie. W kuchni Franka i parobek z chłopakiem spożywali śniadanie. Obsiedli wszyscy stół, na którym dymiła się wielka misa zacierek na mleku. Z dużego bochna chleba gospodyni krajała potężne kromki, podając wszystkim i nie żałując. Zacierki dolewała każdemu do mniejszych misek, które mieli przed sobą. Słychać było siorbanie Kadeja. Jadł rzetelnie a wciąż patrzał, czyli w dużej misie nie widać dna. Ale gospodyni była czujna, zaś osmolony sagan na płycie wzbudzał zupełne zaufanie.
— Czegoj tak chlustacie to jadło w siebie, że aże się dom trzęsie od onego siorgania. Wieta, że gospodyni przykazuje zawdy cicho jeść — zaszeptała Franka do Kadeja w chwili, gdy kobieta oddaliła się po nową porcję zacierek.
— A kiej smakowite jadło, to mam sie go wstydzić?
— Pan tyż nie lubi takiego jedzenia.
— Pan je gospodarz na dwóch włókach, a ja jego parobek i tyła!
— Głupiśta!
— Samaś głupia — będzie ta ludziom od jadła widziwiać, wielga pani! — ofuknął Felek.
Druga misa rozlana po miskach znikła tak samo prędko jak pierwsza, poczem odłożyli łyżki i podziękowali grzecznie gospodyni, ocierając usta syci i zadowoleni.
— No, idźta z Bogiem każde do swojego. Kadej szykuj się do drogi. Burkę i baranice przyniesie Franka.
— Juźci, co nową bryczką pojadę, prawda?
— A no bryczką, bryczką a weź najlepsze konie a uprząż.
— Toć gniademi klaczami pojadę, droga dobra, ino co one ścierwa trocha sie bojom kiej maszyna idzie, niby te jauta!
— Samochody — poprawiła gospodyni.
— Dyć tak!