Strona:Helena Mniszek - Magnesy serc.djvu/36

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Krzysia paniczem, podczas gdy War otrzymywał zawsze tytuł — jaśnie pana.
Wiedziano, że ona nie pozwalała się tak tytułować, ani Krystyn również. Oni oboje byli niejako dziećmi Kromiłowa. Edward był obcym tu i mniej lubianym przybyszem. Odnoszono się do niego bardzo życzliwie, ale trochę chłodno. Tytuł nadawany mu przez służbę oddalał go od niej jeszcze bardziej, lecz Kasia nic na to poradzić nie umiała. War nie dążył do zjednywania sobie służby i tak się jakoś utarło.
Zebrzydowska odbyła naradę z rządcą. Wydała kilka poleceń stangretowi i ogrodnikowi i wolnym krokiem, zmęczona przejażdżką wróciła do domu. Przeczytała jeszcze raz list od Wara, zastanawiając się dlaczego ogarnia ją szczególny niepokój, pomimo że słowa listu podnieciły ją i poiły dobrą otuchą.
Wieczór już był cichy i słodki.
Kasia spacerowała po alei lipowej zamyślona. Dziwny dreszczyk niepokoju wniknął do duszy i dręczył.
Księżyc wypłynął na niebo, czyste jak polerowana blacha, o tonach seledynowych, które wolno nasycały się odcieniem szaro błękitnym, coraz ciemniejszym. Budziły się głosy i echa nocne. Wołały za parkiem przepiórki, cicho cykały koniki polne. Z głębin gęstych drzew kwiliły żałośnie młode sówki. Przemykały się zdradliwym lotem nietoperze. Nieszporny rechot żab i ciche a jednostajne bzyczenie komarów było monotonnym refrenem pojedynczych odgłosów i pieśni lipcowego wieczoru. Zapach duszący a upoisty zboża skoszonego, którym tchnęło powietrze, odurzał Kasię. Nozdrza jej chciwie wchłaniały woń drażniącą. Rosło w niej jakieś pragnienie, tęsknota ogromna zdawała się rozwijać w jej piersiach skrzydła mocarne, by unieść ją całą gdzieś w przestrzeń ku szlakom rozkoszy i szczęścia. Była w niej świadomość tej tęsknoty, a nie było pełnej świadomości jej celu. Poryw jej serca, od-