Strona:Helena Mniszek - Magnesy serc.djvu/184

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

od niej bardzo daleko — rzekła Dada. Pan Andrzej to także człowiek, który powinien w życiu znaleść szczęście, na jakie zasługuje w zupełności.
Kasia milczała.
Strzelecka spostrzegła jej wzrok skierowany na Andrzeja idącego opodal i zrobiło jej się żal uczuć i ludzi, którym nie sądzone jest szczęście.
— Czy państwo długo z sobą kolegowali?...
— Gdy ja po maturze bezpośrednio wstąpiłam na Politechnikę, Andrzej już rok studjował, po pięciu latach bytności na froncie dokąd poszedł zaraz po maturze. Inwazja bolszewicka pociągnęła go znowu na front, ale pomimo to na rok przedemną skończył studja i otrzymał dyplom inżynierski.
Dada miała jeszcze mnóstwo pytań na temat Dębosza, lecz powstrzymała się od tej niedyskrecji, wiedząc i tak już bardzo wiele.
— Jak tu ładnie — zawołała Kasia, wskazując na wieś, na tle lasu, okoloną skrętem rzeki. Słońce spojrzało na Zagórzany. Jakże świecą dachy! Domostwo Dęboszów w promieniu świetlnym wyzłocone wygląda jak kwiat a łodygą jego jest rzeka. Widzi pani ten pióropusz dymu nad błyszczącym dachem, to symbol rodzinnego ogniska, które tam płonie!
— Tam jest zarzewie domowego ogniska, ale ono właściwie jeszcze nie płonie — odrzekła Dada. — Dopiero gdy pod ten dach wejdzie żona pana Andrzeja, wtedy... Ale ten dom teraz w słońcu i dym nad dachem prosty jak równy oddech gospodarzy, nasuwa istotnie szczególną analogję szczęścia rodzinnego. Niech pani przyjedzie do nas do Sławohory. Zobaczy pani nasze gniazdo kochane, znowu w innym rodzaju, jakieś archaiczne. Szczęście rodzinne gości i u nas, ognisko domowe płonie bardzo jasno.
— Jaka pani szczęśliwa — szepnęła Kasia, walcząc ze wzruszeniem. — Owszem pojadę do państwa z radością, by