Strona:Helena Mniszek - Magnesy serc.djvu/170

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

powaną. Ale Terenia, mistrzyni w łataniu wszelkich sytuacyj drażliwych, odrazu ujęła Kasię tak, że już i spotkanie z Dadą, byłą narzeczoną Wara, wypadło najmilej i zapanowała odrazu dziwnie szczera i przyjacielska pogoda wśród gości zebranych.
Kasia swoją prostotą i łatwością obejścia pozyskała sobie wszystkich. Z Dadą Strzelecką przyglądały się sobie dyskretnie, ale ciekawie. Kasia poczuła się tu dobrze i swojsko, nabrała jakby ożywczego tchu w piersi. Odnoszenie się do niej Andrzeja miało w sobie wymowę dla niej tylko zrozumiałą i niesłychanie drogą.
Po śniadaniu rozmawiała z nim długo o pracach we Lwowie i powiedziała mu że już znowu będzie mogła przejąć je na siebie. O Warze milczała. Dębosz wiedział o wyjeździe Zebrzydowskiego i o tem, że Kasia spłaciła wszystkie długi zaległe z Pochlebów, wynoszące bardzo pokaźną sumę. Ale nie zdradzał się z posiadania tych, ogólnie już znanych wiadomomości. Na projekt Dęboszowej, aby pójść na sumę do kościoła zgodzili się wszyscy skwapliwie, postanawiając iść piechotą.
Poszli drogą wysadzoną wiśniami, pośród zagród mniejszych i większych, obok ogródków, w których kwitły jesienne gieorginje i wielkie jak złote tarcze słoneczniki. Ze wszystkich opłotków i zagród wychodzili mężczyźni, kobiety i dzieci, przybrani świątecznie, dążąc do kościoła, bo dzwony już wołały, na całą wieś i pola roznosząc uroczysty zew. Im bliżej świątyni, tem większe tłumy ludzi zaległy drogę. Gościom Dęboszów przyglądano się ciekawie a z Andrzejem i Strzeleckim gospodarze witali się po bratersku. Gospodynie pozdrawiały Dęboszową przyjaźnie, ale były i zawistne spojrzenia na tę grupę idących z Dęboszami panów.
Kasia była w wybornem usposobieniu. Tomek opowiadał jej o wsi różne szczegóły i o tem, że Wojtek Dębosz nauczył go jeździć konno.
— Czasem w niedzielę albo wieczorem, po robotach to