Strona:Helena Mniszek - Kwiat magnolji.djvu/95

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

lecz z boską powaga, nie rozdrabniaj Swego majestatu, bądź wielkim, potężnym, wszechogarniającym. Zjaw się wtedy w całej Swej mocy, gdy ktoś wątpi w Ciebie, niech Cię w takiej chwili zobaczy, niech Cię odczuje... Uwierzy napewno, o, napewno uwierzy!... Takim jak ja potrzebną jest prawda, lecz Ty mi jej niedasz, popełnię obłudę, Ty nie zaprzeczysz, boś bierny, bo prawdą Twoją jest... fikcja wyobraźni!
Ksiądz Józef osłabł, pot wystąpił mu na czole obfity, zimny. Nogi pod nim drżały, chwiał się wewnętrznie, dygotał każdym nerwem.
Godziny szły. Słońce płynęło już wysoko na niebie, pogoda promienista, jesienna, cicha i syta rozpostarła się nad ziemią i tuliła ją błogiem swem ciepłem. Nagle głos dzwonka sygnaturki dźwięknął srebrzyście, zaśpiewał czystą nutą i wołał, wołał...
— Dzwonią na prymarję. Cały kler już tam będzie, trzeba iść...
Wzdrygnął się.
— Iść na służbę, na egzamin przed... władzą. Tylko zimnej krwi; tylko spokoju! Żeby chociaż nie roześmiać się w najnieodpowiedniejszej chwili. Zachować równowagę, mechanicznie spełnić rzecz całą i... odetchnąć...
Wolnym krokiem ksiądz Józef poszedł w stronę kościoła.