Strona:Helena Mniszek - Kwiat magnolji.djvu/36

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Zdawało mu się, że szmer wody zawiera w sobie cichy szept Sakya Muni... słyszał słowa, które mówił ten mędrzec Wschodu, zwany tam — lotosem Gangesu.
Szept brzmiał wyraźnie:
„Wyzwolenia szukajcie w samych sobie; każdy człowiek jest twórcą własnego więzienia. Każdy posiada władzę taką jak najwyżsi, u wszystkich Potęg w górze, w dole i dokoła, u wszystkiego co żyje, czyn jest sprawcą rozkoszy i strapienia!“
Konrad podniósł głowę do góry... Zawiesił oczy na minaretach strzelistych i zadał sam sobie straszne pytanie:
— Więc mam rozwalić mury mego więzienia? Cóż jest więzieniem dla mnie?... Ona czy... moja praca?... a któryż to mój czyn jest dla mnie strapieniem? Oddalenie od Eny, czy miłość dla niej?...
Usłyszał za sobą chrzęst kroków na piasku. Obejrzał się szybko.
O kilka kroków stała Hinduska. Tkanina barwna w desenie, gorąca purpurą, obciskała bogatym zwojem, smukłe kształty dziewczyny. Turban złoto-żółty ozdabiał jej głowę i z pod jego splotów, spiętych topazem, błyszczały oczy-klejnoty, oczy głębokie, otchłanne. Usta dyszące gorącym żarem szkarłatu, były lekko rozwarte, migotały w nich perłowe lśnienia zębów... Na ramieniu trzymała swój dzban złocisty i po-