Strona:Helena Mniszek - Królowa Gizella T.2.djvu/170

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

przygnębiły Inarę niewymownie. Hrabina spędziła całą noc na gorącej modlitwie, odczuwając, że i Gizella w sąsiedniej komnacie nie śpi.
W kilka dni potem wody jeziora zedzewskiego jaśniały najczystszym turkusem, gdy królowa tylko z hrabiną Inarą, kamerdynerem i panią służebną podpływała na białym statku do Zedzewy. Cudowne brzegi, ośnieżone szczyty gór, widne na tle błękitu nieba, przykuwały do siebie ocży i duszę Gizelli: Podziwiała okolicę, wyzbyta złych przeczuć, oczarowana pięknem. Uśmiech, rzadko teraz zjawiający się na ustach królowej, rozjaśnił jej twarz promieniem cichej melancholji.
— Zedzewa!... Więc wreszcie dobiłam! — rzekła z westchnieniem ulgi, jakby do siebie.
Wieczorem poszła incognito z Inarą ma koncert słynnego skrzypka. Ukryta głęboko w loży, słuchała z upojeniem muzyki, złożonej przeważnie z utworów mistrzów najbardziej przez nią ulubionych.
— Dziwnie — zauważyła podczas przerwy — grają tu dziś wszystkie melodje, umiłowane przezemnie. Czyżby to był tylko szczęśliwy dla mnie traf?
Hrabina Inara obserwowała dyskretnie salę, widząc mnóstwo oczów, skierowanych na lożę królowej, mnóstwo ust, których szept można było odgadnąć:
— Gizella...
— Cesarzowa Sustji...
— Królowa Rekwedów...
— Najpiękniejsza kobieta...
— Czy znowu zdradziły mnie moje zdradzieckie włosy, choć już i tak są szczelnie upięte? — szepnęła Gizella do Inary.
Chciała wyjść z koncertu niepostrzeżenie, jednakże u progu ktoś rzucił jej pod istopy wielki pęk fiołków.
— Dla smutnej królowej... — usłyszała czyjś głos.
U siebie w komnacie patrzyła na fiołki jakoś smętnie.
— Choć piękne, ale żałobne kwiaty... — szepnęła.
W nocy przed położeniem się do snu otworzyła szkatułkę z fotografjarni rodziny swojej, ustawiając te drogie wizerunki przed sobą i patrząc na nie z uczuciem, rzewnie. Tylko podobizny Rogera i Swena ucałowała ze czcią i schowała napowrót prędko. Złożyła na nich pęczek fjołków i zatrzasnęła wieko szkatułki. Patrzyły na nią teraz oczy jej wnucząt i łagodziły ból odnowiony w sercu.
Księżyc złoto-srebrnym blaskiem wypłynął ma granatowy strop nieba, czoło swe oparł na białej wizji Zedzewy