Strona:Helena Mniszek - Królowa Gizella T.1.djvu/92

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Srogi mars znikł odrazu z czoła cesarza, Ottokar błysnął uśmiechem porozumiewawczym do żony i nie zastanawiał się nad jej projektem. W chwilę potem para cesarska, książę Ksywian i koniuszy hrabia Sztaro, cwałowali raźno po rozległych równiach Szejruńskich.


Wśród roziskrzonej bieli zimowej na ulicach Idania małe saneczki dworskie, zaprzężone w parę rączych, wiatronogich rumaków, sunęły szybko z dźwiękiem janczarów, przesuwając się zgrabnie wśród śniegu, który chrzęścił pod płozami, jak gnieciona lama. Strojny zaprzęg witali przechodnie uśmiechnięci, odkrywając skwapliwie głowy, kobiety pochylały się we wdzięcznych ukłonach, ktokolwiek ujrzał znane saneczki w kształcie łabędzia, zarzucone białemi futrami, ten rozjaśniał twarz, jakby blask jasny przemknął przez ulicę i rzucił swój radosny refleks dokoła. Z sobolowych osłon wychylona śliczna twarzyczka Gizelli, zaróżowiona krasą mrozu, jej oczy, zawsze promienne, odpowiadały serdecznie na ukłony przechodniów, usta rozchylały się w tym uśmiechu, którego czar był znany powszechnie.
Cesarzowa jechała z hrabiną Martą, dawną swoją opiekunką z Arwji, z lat dziecięcych. Ze stangretem siedział w liberyjnem futrze stary Betlej, kamerdyner przyboczny cesarza. Był poranek w wigilję Bożego Narodzenia. Gizella, jak zwykle za czasów swojego dzieciństwa, w dniu tym obdarowywała biednych, pocieszała chorych, strapionych. Jak dawniej w Passetoff, tak i teraz w Idaniu wybrała się na tę wycieczkę z ukochaną swoją mentorką. Wiozła niezliczoną ilość pełnych sakiewek, rozdawała je hojnie spotykanym na ulicach biedakom, wyszukiwała nory nędzarzy. Sporą litanję tychże wskazywał jej Betlej, rodem idańczyk, znający niemal na pamięć wszystkie zakamarki ukrytej biedy. Często hrabina Marta z polecenia Gizelli notowała jakąś rodzinę, której datek pieniężny jednorazowy nie wystarczał na usunięcie głęboko zakorzenionej biedy lub nieszczęścia. Szczególną opieką otaczała cesarzowa dzieci i starców.
— Ach, hrabino — mówiła do swej towarzyszki — dziś oddycham lżej, jakbym inne płuca miała w piersi. Czuję się tak swobodna i mam w sobie taką niezmierną pełnię