Strona:Helena Mniszek - Gehenna T. 2.djvu/231

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

Przeniknął ją żal i okrutne upokorzenie.

. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .
. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .

W lipcu, przed imieninami Andzi, przyjechała do Toporzysk mistress Horska i Katy oraz paru przyjaciół Oskara, Anglików typowych. Anna zaprosiła Janusza Kościeszę, chcąc go wyrwać trochę z pod wpływów ojca. Przyjechał chętnie, jako młodzieniec ośmnastoletni, bardzo pewny siebie i pyszałkowaty. Fizycznie podobny do ojca, nie wyglądał nawet na przyrodniego brata Andzi. Horska starała się przywiązać go do siebie, otoczyła serdecznością, pomimo odrazy jaką w niej budził, przypominając tak niesłychanie Kościeszę.
Pragnęła mu nadać inny, lepszy kierunek i umysł płytki chłopca pogłębić trochę. Lecz nie miała nadziei w skuteczność swych zamiarów. Janusz był naturą grubą, złośliwą, pełen zarozumiałości, nie dopuszczał do siebie żadnych wpływów.
Horski i goście z Anglji imponowali Januszowi nadzwyczajnie. Naśladował ich ruchy, sposób mówienia.
Oskar bawił się nim jak małpeczką, żartując z żony, gdy ujmowała się za chłopcem.
— Ależ ten mały pawianek jest zachwycony, że mnie bawi, to mu pochlebia. Za głupi jest na to, aby się poznał na rzeczy.
— Tak, ale to wszakże mój brat... Oskarze.
— Och, tyś Tarłówna, on Kościesza. Gdyby był nawet bratem rodzonym, to jeszcze niczego nie dowodzi: każdy sam dla siebie wyrabia opinję i uznanie, lub wzbudza śmiech i pogardę.
Imieniny Anny Horskiej obchodzone były szumnie w Toporzyskach. Gdy ubierała się, Oskar podszedł do niej i zawiesił jej na szyi piękny medaljon brylantowy z perłą w środku. Dziękowała mężowi, zrzędząc delikatnie na zbytki, lecz on odpowiedział niedbale patrząc na nią okiem znawcy.
— Cóż to znaczy jakieś parę tysięcy rubli, skoro ten gracik stroi tak przepysznie twoją szyję, Anni. Stajesz się chyba coraz piękniejszą? Włóż dziś białą, koronkową suknię, chcę, abyś olśniewała.
— Ależ ta suknia jest za strojna w domu. Nikt z naszych gości nie będzie tak ubranym.
— Cóż cię to obchodzi? Któż się ma ubierać, jeśli nie ty, może Katy? Ha, ha!... Gdybyś była brzydką, nie proponowałbym tego, no przedewszystkiem nie byłabyś moją żoną. O ile kobieta piękna, wystrojona, jest jakby w swej własnej skórze, o tyle brzydka staje się karykaturą.
Andzia zarzuciła mu ręce na szyję. Rzekła pieściwie.
— A gdybym ja ci zbrzydła, co wtedy?... Ale mniejsza o to. Oskarze mój, daj mi słowo, że to już będzie ostatni zbytek; ten medaljon. Co, dobrze?... daj słowo.