Strona:Helena Mniszek - Gehenna T. 2.djvu/228

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.
XXII.
Zabawy... flirty... refleksje.

Horska witała męża rozpromieniona. Zapomniała o obietnicach czynionych sobie, że nie okaże mu tęsknoty. Natura kobieca przeważyła nad dyplomacją. Andzia pragnęła przykuć do siebie męża raz na zawsze, oddawała mu całą swą duszę szczerą i gorącą tęsknotę za szczęściem. Oskar przy pierwszem powitaniu odczuł jej psychikę, lecz uznał to, jak zwykle, za romantyzm. Sam był podniecony tylko jej urodą, która czyniła na nim zawsze wielkie, zmysłowe wrażenie.
— Czy wiesz Anni, że brakowało mi cię wielokrotnie. To nadzwyczajne! Twój czar i te twoje rzęsy bajeczne wyprowadzające mnie z równowagi, działały nawet na mnie na odległość. To już... zakrawa na romantyzm.
— Ale w Kasynie, przy rulecie nie wspominałeś mnie z pewnością.
— Skąd ta złośliwość? Tam, gdzie jest złoto widzę tylko złoto, ono wyklucza wszelkie wizje romantyczne.
Przy pierwszym obiedzie Andzia spytała go o Hurlestone-House i o matkę.
— Mama, jak zawsze konferuje z duchami. Dante dostał już dymisję, coś tam skłamał nieopatrznie. Teraz jest w łaskach duch Cezara Konstantyna Wielkiego. Przepowiada mamie, że będziemy mieli syna, którego nazwiemy Jerzy. Słyszysz Anni? Mama z duchami urządza na nas spisek.
— Daj wam Boże mieć dzieciątko jaknajprędzej — zawołała obecna wówczas panna Ewelina — to jakiś dobry duch być musi skoro tak przepowiada.
Horski zaśmiał się.
— Brawo! przybyła nowa osoba do spisku, ja jednak radziłem mamie, żeby i Konstantyna oddaliła, bo to szarlatan złośliwy dybiący na naszą swobodę.
— Co też pan mówi!... wszak małżeństwo bezdzietne to dowód niebłogosławieństwa Bożego.