Strona:Helena Mniszek - Gehenna T. 2.djvu/216

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

mówiąc niedorzeczna, lecz skoro Jaś sam się usunął, Horski skorzystał z sytuacji. Zresztą, zdaje mi się, że oni jeszcze za życia Jana byli ze sobą po słowie, tylko Andzia nie wiedziała jak wybrnąć ze swych niefortunnych zaręczyn.
— Jestem zdruzgotany, przybity... tą wiadomością i... że... ona tak mnie pominęła.
— A nie!... zawiadomienie o ślubie wysłane i do pana.
— Czy pani tego nie rozumie, że to zamało? — wybuchnął Kościesza. — Jestem jej ojczymem, wychowywałem ją od dziecka...
— Hm! — mruknęła Lora.
— A ona, a ona, Hańdzia, którą kochałem... jak... jak córkę rodzoną... która była dla mnie wszystkiem.
— Hm!...
— Postąpiła ze mną jak z obcym, zlekceważyła mnie, pominęła, nie zapytała o radę, jako ojczyma, opiekuna, jako doświadczonego człowieka...
— Hm!... Czasem i młodzi miewają doświadczenie.
Kościesza zauważył wreszcie ironiczny ton Lory. Spostrzegł jej uśmiech zagadkowy i zmieszał się. Ale gniew go dławił.
— Ktoś ją do tego namówił? Zapewne Ewelina lub... pani?...
— Ja dowiedziałam się o tem zaledwo na tydzień przed ślubem, Ewelina była bierną w tej sprawie. Andzia decydowała sama, bez wpływów postronnych...
— Gdzie ona jest teraz? — krzyknął Kościesza, czerwony jak ogień.
— Andzia? powtarzam, z mężem w Anglji.
— O Ewelinę pytam!
— Ach Lińcia?... Kiedy pan wyjechał z domu?...
— Wyjechałem z Warszawy ekspresem w czwartek przed północą. Dziś o pierwszej w południe byłem już tu.
— No, a Ewelina wyjechała stąd kurjerem w piątek, wczoraj rano. Czyli, że minęliście się państwo gdzieś pomiędzy Wenecją i Medjolanem.
Kościesza zacisnął pięści.
— To ona, ona wszystkiemu winna!
Lora zaśmiała się.
— Lińcia i winna? Wie pan, że to zabawne. Winić pan może jedynie Horskiego, że potrafił zjednać sobie Ankę po tem wszystkiem, co ona przeżyła i że ją wyratował z apatji, w której trwała. To raczej zasługa, nie wina.
— Kto jest ten... ten?...
— Horski? To wielki pan, światowiec, jedyny syn Polaka i Angielki, przystojny gentleman i bywalec na jasnym brzegu. Niech mi pan wierzy, że on może się podobać. Zupełnie w odrę-