Strona:Helena Mniszek - Gehenna T. 2.djvu/191

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

Teraz palą się tylko świece. Rzeczywistość, bez ekstazy szczęścia i bez cienia żałoby, lub smutku. Ale z wiarą w przyszłość.
Tarłówna krzepiła się przedziwną ufnością, którą Horski wszczepił w jej duszę.
Jednakże parokrotnie przeniknął ją lękliwy dreszcz. Owładnęło nią uczucie dziecka pragnącego opieki, chciała zaczerpnąć nowej otuchy. Odwróciła głowę i spojrzała na Horskiego.
Lora Nordicowa, stojąca opodal, uśmiechnęła się do niej przyjaźnie. Andzia ujrzała w przelocie Ewelinę, pogrążoną w modlitwie, a nieco dalej kilkanaście zaledwo osób obcych, twarze Duca D‘Escars i hrabiego Humberta skrzywioną satyrycznym uśmiechem.
Horski spostrzegł jej wzrok, przystąpił blisko i pochylił się nad nią.
Utkwiła oczy w jego, profilu chłodnym, rasowym, starannie wygolonym i w szarych stanowczych źrenicach, które na nią skierował.
Spytał cicho, dziwnie miękko:
— Czy chciałaś mi co powiedzieć... Anni?...
— Nie, nie... tylko...
Rozszerzonemi źrenicami badała go w milczeniu.
Horski uśmiechnął się.
— Dlaczego jesteś taka spłoszona?... Nie jestem wszakże dzikim sępem. Co?...
Uderzyło ją to określenie... Gdzie... gdzie słyszane?... Oddalone echo jakieś błąkało się chwilkę w jej mózgu. Ale wyraz oczu Oskara uspokoił ją, oddalając mgliste, niepokojące wspomnienie tak słabe, że nawet bez zarysów.
— Niech pan przy mnie uklęknie i pomodli się — szepnęła.
— Anni nie żądaj tego odemnie..
— Ja nie żądam, ja... proszę.
Twarz Horskiego zastygła, skrzywił się ironicznie i przyklęknął na jedno kolano, tuż obok Andzi, przygięty ku niej lekko takim ruchem, jakby ukląkł jedynie dla wygodniejszej rozmowy.
Zaszeptał głosem zdenerwowanym.
— Możesz odemnie wymagać wszelkich niemożliwości, ale mnie nie nawracaj. Ma pétite! Zadługo to wszystko trwa, powinniśmy już być przynajmniej w Cap-Martin.
Powiedziawszy to powstał i wyprostował się sztywno.
Andzia uczuła napływającą do duszy gorycz niezmierną. Wstrząsnął nią przeczuciowy dreszcz lęku. Zanurzyła twarz, w dłoniach i bez tchu, z łomotem serca słuchała końcowych modłów mszalnych.