Strona:Helena Mniszek - Gehenna T. 2.djvu/127

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

wszystko dla dogodzenia pańskiej fantazji?... Tak?... Dlatego, żeby pan miał z kim odbywać wycieczki po morzu...
— Nie dla fantazji, ale dla moich pragnień. Pani zerwie z tamtym, bo to niedorzeczność i... zostanie moją. Nie do wycieczek, morskich i lądowych, ale moją w całem tego słowa znaczeniu.
— Pan jest chyba nieprzytomny?! — zawołała głucho, czując, że serce i wszystkie jej odczucia zastygły nagle, jakby przestały żyć. Czy już skoczyła w zielone fale?... Czy objęły ją chłodne, a jednak palące ogniem, niezgłębione otchłanie wód?...
Nie, bo oto znowu jego głos.
— Nigdy nie bywam nieprzytomnym, okrzyk pani zadziwił mnie. Powtarzam, że pragnę mieć panią... za żonę. Czy to jest coś tak bardzo nieprawdopodobnego?...
Tarłówna źrenice szeroko otwarte wlepiła w jego twarz, jak zawsze spokojną, poważną, którą rozjaśniał teraz lekki uśmiech na ustach, trochę drwiący, czy może zmysłowy? Nie było na nim znać ani wzruszenia, ani zakłopotania.
— Och, no! patrzy pani na mnie z takim wyrazem, że gdybym był mniej zrównoważony i.... pewny siebie, mógłbym sam zwątpić w trzeźwość mego umysłu. Ale mi to nie grozi. Wiem doskonale czego chcę od życia. Obecne żądanie moje: mieć panią dla siebie, zdobyć ją. Jest to żądanie silne niezmiernie. Proszę wierzyć... panno Anno.
Ostatnie słowa wypowiedział miękko i łagodnie, zamigotał mu w oczach cieplejszy promień, na twarzy drgnęły muskuły.
Andzia była wciąż ogłuszona. Nie mogła przyjść do siebie. Spodziewała by się prędzej wszelkich niemożliwości, niż takiej sytuacji. On nie spuszczał z niej oczów.
Nadużyłem niesłychanie zaufania pani. Co?... Nie tylko, że uwielbiam ją oddawna, ale chcę być mężem. Hm!...
— Nigdy bym nie przeczuła... że pan?....
— Że się stanę epuzerem. Co?... Ja sam jestem zdumiony tym objawem.
— Że pan o mnie... wiedząc wszakże...
— O panu Smoczyńskim?... Że się odważyłem z nim rywalizować?... Nic prostszego. Widziałem wybornie z jakiemi uczuciami patrzała pani w perspektywę tego związku. Wysoki altruizm pani, lub też chwilowa abnegacja życia, wywołana wypadkami poprzedniemi, sprawiła, że przy łożu tej... ciotki, wydała pani na siebie wyrok, tyczący się całej przyszłości i to tylko par mégard. Nikt nie myślał, aby sprostować ten nieuważny krok. Pani tembardziej. Brnęła z rozpaczą w duszy, lecz bez instynktu samoobrony. Nawet instynkt budził się, ale zawsze zabijało go drakońskie prawo pod nazwą — Muszę. — Ta przysięga złożona przed ołtarzem konającej, zatem wątpli-