Strona:Helena Mniszek - Gehenna T. 2.djvu/109

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

— Trza się kurować, a to bojarzynka przyjedzie, daj tak zobaczy. Kiepsko!
Przez twarz Jana przebiegły drgania nerwowe. Zdawało mu się, że w głosie starego dosłyszał odrobinę ironji.
— A prędko ona, gołąbka, przyjedzie już?... Tuży się bez niej. Bywało przyjdę do Turzerogów, da choć popatrzę, abo i tu jak chorowała matusia, zajdę, daj pogadam, nad smutkiem biednieńkiej, powzdycham. To i lżej człowiekowi. A teraz ona sieroteńka daleko, na skraju świata, to i niewiadomo co z nią.
Jan milczał. Grześ po długiej minucie spytał znowu.
— A pisałaż ona do panicza?...
— Pisała.
— Boże chorony kiedyż wróci?...
— Nie wiem.
— Ot tobie i masz! Źle kiedy już i panicz nie wie. Był ja u nowotnego pana rządcy z Drakowa, co teraz w Wilczarach kontrolę lasów robi. Pytał się jego o bojarzynkę, ale to taki nieużyty, nic nie powiedział, daj jeszcze zwymyślał.
— Skądże nowy rządca drakowski może wiedzieć o panience?
— A onże tam był.
— Gdzie był?...
— A nad morzem, tam gdzie pannuńcia nasza, za granicą. Niby to panicz nie wie?...
— Grześkowi się zdaje, że jest tylko jedno morze i że zagranica to takie miasto jak Łuck, Równo, Dubno. Zagranica, duża i szeroka, bo to cały świat.
Stary obraził się.
— Panicz mnie za durnego ma, nie taki ja głupi. Wiem dobrze o tem, że pan Wereżba z Drakowa jeździł tam, gdzie jest bojarzynka a posyłał go turzerogski dziedzic.
Jan powstał z krzesła bardzo blady i podszedł do borowego.
— Co wam paniczu?... Boże chorony...
— Nic, nic. Czy napewno Wereżba jeździł do Monte-Carlo?
— Jak to się nazywa, to ja nie wiem, ale jest prawda, że tam był gdzie bojarzynka.
— I widział się... z nią? Gadajcie!
Grześko wstał również, patrzał na Jana i kiwał głową smutnie.
— Już ja zwęszył to, ja czuję, że panicz nic nie wie. Wereżba nie chciał nic mówić i przepędził... tak ja już miarkuję. Pan Kościesza wysłał rządcę na przeszpiegi. Boże chorony, on to potrafi, a dobrał sobie majstra. Owaa!...