Strona:Helena Mniszek - Gehenna T. 1.djvu/236

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

... Wrócić... dokończyć ciosem w serce, — zmacał nóż w kieszeni... Czemu tego nie zrobił?.. A jeśli?... Cóż znowu?... przywidzenia!...
Ruszył naprzód... pierwotnie stanął.
Swobodne, szerokie westchnienie zadowolenia... Błysk wzroku w stronę jodły...
... Jedyny świadek i... wykonawca...
Ciężar zwalony z serca, raz na zawsze.
Tak trzeba było...
Człowiek — czy wampir... podążał dróżką leśną, ruchem pewnym, beztrwożnym.
Śnieg padał gęstą zawieją, otulał drzewa, zaścielał ziemię i sypał, sypał białą falą, tumanem owiał bór śpiący. Zanikły ślady wszelkie, niweczone puszystą bielą śnieżnej topieli.