Strona:Helena Mniszek - Gehenna T. 1.djvu/183

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.
XXI.
Wybuch.

W wielkiej altanie, w ogrodzie turzerogskim towarzystwo miejscowe zebrane było przy śniadaniu. Wtem służący zameldował:
— Przyjechał dworski kozak z Prokopyszcz, przywiózł jakąś pakę i list do panienki. Czy mam go wołać?...
Kościesza spojrzał na sługę takim wzrokiem, że ten odrazu zrozumiał, jaką będzie odpowiedź. Cofnął się w tył. Lecz Andzia zawołała spokojnie, ale stanowczo, pomimo, że twarz jej oblała się gorącą falą rumieńca.
— Gdzie jest ten kozak? To pewno Fedor?...
— A ot on idzie — rzekł przelękniony lokaj.
Kozak wszedł do altany z pudłem i listem w ręku. Zdjął kaszkiet i skłonił się. Kościesza krzyknął zmienionym głosem, powstając gwałtownie.
— Jak śmiesz wchodzić bez pozwolenia?!... Poszoł won!
— Kazał jasny pan oddać samej panience, to oddaję. Taki rozkaz.
Pan Teodor wściekły, ze ściśniętą pięścią skoczył do Fedora.
Andzia błyskawicznie stanęła przed ojczymem, zatrzymując go na miejscu. Oczy aż oszalałe z przerażenia, pełne niemej lecz silnej wymowy wpiła w źrenica ojczyma i szepnęła:
— Do skandalu nie dopuszczę. Błagam...
Poczem zwróciła się do kozaka, który stał wyprostowany, bez cienia niepokoju na junackiej twarzy.
— Dziękuję ci Fedorze, idź do czeladnej i zaczekaj, dadzą ci tam jeść.
Gdy kozak skłoniwszy się odszedł, Andzia schowała list za bluzkę i biorąc pakę, chciała z nią wyjść z altany, wtem Kościesza zasyczał:
— Możebyśmy i my dostąpili zaszczytu ujrzenia zawartości tej... skrzyni.
— Owszem — odrzekła Andzia chłodno, z przymuszonym uśmiechem; domyślała się kwiatów i pragnęła je rozpakować w swoim pokoju bez świadków, lecz nie chciała drażnić ojczyma.