Strona:Helena Mniszek - Dziedzictwo.djvu/348

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

głaz. Cała postać miała w sobie moc bohaterskiego samooskarżania się i zaparcia się siebie. Wszyscy, ilu nas było, patrzyliśmy na nią z zatajonym oddechem i podziwem.
Paschalis trząsł się coraz bardziej i tak już ciężył nam sobą, że ja i Krzepa ledwo utrzymywaliśmy go na swych ramionach.
Staliśmy, słuchając... Końcowe ustępy testamentu, w których testator zwraca się do dzieci: córki Kunegundy i syna Marcelego, zwłaszcza do córki, oraz ostatnie słowa, babka czytała prawie z mozołem, sztucznie, z męką wyraźną. W głosie jej odczuwało się tamowane łkanie:
„Dzieci moje, Marceli i Kunegundo, pamiętajcie i zanotujcie w sercach waszych: — Lepiej być stokrotnie skrzywdzonym, niż raz krzywdzicielem. Każda krzywda zawsze zemści się okrutnie, każdy skrzywdzony nagrodzony będzie kosztem krzywdziciela. Duszę swoją polecam ci Panie. Amen“.
Słowa te akustyka sali uniosła w głąb i powtórzyła echem parokrotnie: Amen! Amen!
Milczenie!
Nikt nie śmiał odetchnąć. Babka Kunegunda stała wpatrzona w portret, pod pręgierzem spojrzeń w bezmiernej ciszy. Zdawało się, że wszyscy zmartwieli w bezruchu, jakby znowu pod wpływem jakiegoś fantomu. Moment ten wydał się wiekiem.
I oto babka rozwinęła drugi jakiś papier i donośnie, z nowym zasobem sił, czytała własną już wolą spisany akt oddania Krąża, na mocy testamentu pradziada, jego prawnukowi w prostej linji po mieczu.
Dobitnie wymieniła moje imię i nazwisko.