Strona:Helena Mniszek - Dziedzictwo.djvu/238

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

rozumy pojadł, ale żadnego nie strawił... To mu, uważasz, uderzyło na mózg: Degenerat!...
Ganiewicz machnął ręką znamiennie.
Jutro jadę via Warszawa do mojej Tereni....

. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .




Kraków, 21. lipca.

Homo proponit, Deus disponit!
Uderzyłem się znowu głową o mur i doznałem haniebnego zawodu. Skronie pulsują jak motory, głowa pęka z bólu, nerwy rozigrane.
Tereni w Krakowie nie zastałem. Wyjechała za granicę z siostrą Orlicza, u której bawiła. Zatrzymają się w Wiedniu, hotel Erzherzog Karl. Tak mnie w mieszkaniu pani Hańskiej poinformowano. Dowiedziałem się na osłodę zawodu, że list mój do Tereni nadszedł po jej odjeździe i że go przeadresowano do Wiednia. Piekło się na mnie sprzysięgło. Chodziłem po Krakowie w oszołomieniu. Teraz czekam na pociąg pośpieszny. Jadę do Wiednia.