Strona:Helena Mniszek - Dziedzictwo.djvu/178

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

szczególnej niechęci całej służby do Zatorzeckich, którą teraz Gabrjel pogłębi, żeniąc się z Weroninką. Nie mogą jednak jakoś uwierzyć, że związek ten dojdzie do skutku.
A jednocześnie mam coraz większą ochotę szukać testamentu.

. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .

Przy kolacji był przykry nastrój. Babka widocznie już wie o postanowieniu Gabrjela, gdyż siedziała ponura jak grób. Gabrjel był ironiczny, nieznośny, hetmanówna wystraszona, Korejwo zaś bardzo zgnębiony, co się na jego dobrodusznej twarzy uwydatnia aż nadto. Nawet Kacper miał zagadkową minęli z przerażeniem spoglądał to na babkę, to na Gabrjela.
Zdawało mi się, że babka chciała ze mną rozmawiać, lecz może oczekiwała, że ją sam zainterpeluję. Ale ja nie chcę wtrącać się do tej sprawy i razem z Gabrjelem i Korejwą opuściłem salę stołową.
Teraz Gabrjel gra, choć pora jest wyjątkowo wczesna. Rozbrzmiewa jakaś szalona fuga, zdradzając niezwykłe podrażnienie grającego.
Rzucam pióro, gdyż niepodobieństwem jest myślą odbiegać od tej muzyki, chyba tworząc jednocześnie jakiś sonet, balladę, epopeję poetycką. Że zaś poetą nie jestem, przeto siądę z papierosem przy oknie i zasłuchany w porywającą melodję, będę po falach rzeki wysyłał tęsknotę moją i moje nadzieje do Tereni. Czy je wyłowisz i odczujesz... ukochana?...