Strona:Helena Mniszek - Dziedzictwo.djvu/149

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Żadnych rezerw ani kompromisów. Wielkie dobra i bogactwa Jurka Strzeleckiego nie porwą jej, bo go nie kocha.
— Jakie są moje szanse i jaki będzie wyrok na mnie, Teruś? — pytałem z niepokojem w duszy, ale zarazem z podświadomą nadzieją, że... że...
Bardzo starannie stroiłem się na tę zabawę, jakby od mego fraka i sposobu noszenia go zależało wszystko. Wściekałem się na siebie za taką małostkowość, lecz to chyba naturalne, że gdy się chce podobać uwielbianej kobiecie, każdy nawet szczegół ubrania nabiera walorów poważnych.
Dowiedziałem się, że jest tu jakaś panna Justa Słucka, bogata dziedziczka, którą swatają Strzeleckiemu, lecz on słuchać o tem nie chce, dowodząc, że panna Justa „nawet na złotym półmisku podana, nawet w ogniach palących się spirytualji jej temperamentu, pozostanie dla niego zawsze nie wzbudzającą apetytu... leguminą, kąskiem ponętnym dla hołysza, który poleci na majątek“. Nie można zazdrościć takiej pannie, ani temu, kto na nią poleci. Byłem jej ciekawy. Najwięcej jednak zaciekawiała mię Terenia. Jak też ona będzie wyglądała w atmosferze balowej i jak ja się jej wydam w tem świątecznem otoczeniu, tak rożnem od dotychczasowych, dwukrotnych spotkań.
Pierwsze wrażenie moje było wyborne. Terenia w gronie panien wyróżnia się bardzo dodatnio. Jest w niej rasa i wykwint patrycjusźki. Jest swobodna, o sobie nie myśląca, jakkolwiek gustownie i ładnie, ale skromnie ubrana, ma w sobie dziewiczość i czar wiosennego kwiatu.
Z wesołą prostotą, serdecznie witała młodzież mę-