Strona:Helena Mniszek - Dziedzictwo.djvu/13

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

umiłowanie piękna. Nerwy jego pod wpływem tonów uspakajały się wyraźnie, ale pulsa w skroniach waliły pod cienką skórą i na przegubie ręki. Drżał słuchając hucznych akordów, łagodniał gdy śpiewały cichsze melodje....
Co to za oryginalny typ, kto on jest — pytałem sam siebie niebywale zainteresowany!
Wyjaśnienie nastąpiło prędzej niż bym mógł przypuszczać.
Po drugim akcie podszedł do mnie kolega Ganiewicz, krzykliwym głosem wrzasnął mi tuż nad uchem:
— Pobóg! patrzcie się! Romek, biesie jeden!..... Kopę lat cię nie widziałem. Cóż tam u was w Uchaniach?...
Na ten okrzyk sąsiad mój drgnął gwałtownie, zwrócił się do mnie całą figurą i zaczął mi się przypatrywać tak bezczelnie, że rozmawiając z kolegą, patrzyłem mu już wyzywająco w oczy. Nie zmieszał się, złapał mię za ramię bez ceremonji i przysuwając do mnie twarz błyszczącą monoklem, zapytał głośno:
— Pan jest Pobóg?.... Skąd pan pochodzi?.... Pobogów tylko jedna rodzina. Był Marceli Pobóg....
— To mój dziad — podchwyciłem — syn Marcelego Paweł, jest moim ojcem.
— Paweł?.... a!.... słyszałem. Nieznam!!
Wyciągnął do mnie rękę i rzekł kwaśno.
— No, to witam cię, kuzynie, bo ja jestem Gabrjel Zatorzecki z Krąża.
— Zatorzecki.... z Krąża?.... powtórzyłem zaskoczony niesłychanie.
— No tak, babeczno wujeczny brat, czy coś tam około tego w trzeciem pokoleniu — machnął ręką nie-