Strona:Helena Mniszek - Dziedzictwo.djvu/119

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Powiedziałem to trochę niepewnie, patrząc w jej oczy.
Zapłonęła ślicznie i zawołała żywo:
— Jakto? i nie zbada pan bibljoteki, nie będzie pan szukał testamentu?...
— Czy to warto, proszę pani?... Paschalis, powtarzam, to stary maniak...
— Wszystko jedno, ale dla własnej przyjemności, dla własnego doświadczenia szukałabym koniecznie.
— Tak pani radzi?’...
— Stanowczo, panie, przecie to bardzo ciekawe, a przytem sny pańskie w zestawieniu z zeznaniami Paschalisa, to tak zgodny akord i tak fascynujący, że nigdybym się nie wyrzekła sposobności zbadania podobnej tajemnicy.
Zamyśliła się chwilę i nagle rzekła z zadziwiającem przeświadczeniem:
— Ja wierzę w takie nadprzyrodzone wróżby i wiem, że sny to coś niesamowitego, co nieraz kieruje czynami i przeznaczeniami ludzi. Krąż jest wszakże symbolem wielkiej krzywdy, a krzywda — to niesłychanie krucha i ruchoma opoka, na której nie ostoją się najpotężniejsze gmachy. Niech pan rozpocznie poszukiwania.
Patrzyła na mnie chwilę i uśmiechnęła się.
— Pan się dziwi zapewne, że tak namawiam na to, by Pan szukał tego testamentu?... Bo mnie historja Krąża wyjątkowo zainteresowała i ze względu na nią samą i z powodu, że mi przypomina coś równie tajemniczego w naszej rodzinie. To także smutna legenda, nawet o wiele zdaje się smutniejsza, niż ta, którą zawiera Krąż. I tam źródłem jest wielka krzywda... lecz...
Umilkła, przybladła.