Strona:Helena Mniszek - Czciciele szatana.djvu/18

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

z przewagą szkarłatu, kaskady wytwornego caprifoljum, zapachem i kolorem przypominających dziewice greckie, wychodzące z kąpieli morskiej na roztocz słoneczną. Tam, gdzie ca prifoljum rzuca swe wonne runa wśród potoków purpurowych róż, tam różowo perłowe grona kwiatów wyglądają, niby oblubienice na malachitowych łożach liści, rozkochane, tęskne i senne, tulące się do płomiennych kochanków...
Wszystko dokoła zdaje się miłować, tęsknić, śnić, a zarazem szaleć i łaknąć rozkoszy i udzielać jej sobie wzajemnie. Szczęście, szał i rozkosz odczuwało się tu plastycznie wraz z bujnym temperamentem południa.. Punkt kulminacyjny — ich dwoje, w głębi galerji, w cieniu środkowych sklepionych filarów. Siedzą naprzeciw siebie, blizko.
Dokoła nich mnóstwo róż i purpurowych goździków. Plączą się na mozajkowej posadzce krwawe i białe kwiaty. Ich zapach odurza. Oni rozmawiają poważnie, jak ludzie, którzy dusze swe zgłębili, wiedzą czego pragną, co jest ich ideą i co osiągnęli, a co jeszcze osiągnąć chcą. On mówi, ona słucha go uważnie, zatopiona