Strona:Helena Mniszek - Czciciele szatana.djvu/16

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Śnił Adrjatyk, śnił i marzył; bo szmery płynęły z jego głębin, szmery kojące dusze stęsknione, szmery, które upajają, które namawiają do piękna i szału, a nawet do grzechu. Adrjatyk kusił; tak był niewinny w swym śnie dziewiczym a wołał rozkoszy.
Szeptał słowa czaru pełne tym dwojgu, tam pod wysmukłymi kolumnami ukrytym, których serca równym biły rytmem, lecz tak zgodnym, jakby razem bić zaczęły i razem umrzeć miały. Willa ich tonęła w blaskach perłowo-lazurowych, bieliła się jak alabastrowo różane ciało kobiety, w falach sinego morza. Smukła, lekka willa, o gotyckich portykach., z długą galerją, opartą na artystycznych w swej wykwintności kolumnach, których szereg bieli przeczystej nasuwał myśli o cudach Attyki. Galerję u szczytu wiązały półkoliste arkady, rzeźby i witraże o kolorach, jakie słońce w dzień, a księżyc w nocy wypieścić potrafi. U dołu tuż nad skałą łączyła kolumny dość nizka balustrada biała, krwawiły się na niej zrzadka pnące róże, plamami karminu gorącego nawet w tej błękitnej mgławicy. Willa cała zdawała się wynu-