Strona:Helena Mniszek - Czciciele szatana.djvu/11

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Pamiętasz wróżbę naszego szatana?.. „Dzień wasz już blizki, wasze przestworza, uniosą was na szczyty gór zapomnienia... dokoła zapalę płomienie purpury... iskrami szału was zasypię, wszystko wam zblednie w potopie szkarłatu... w mojej żyć będziecie barwie, obojętni na sprawy Kosmosu... a imię was dwojga, to jedno... Alhalli...”
Głucha panowała w pokoju cisza, jakby urzekła ją tajemnicza jakaś moc. Ona nie śmiała spojrzeć na niego. Słyszeli oboje wzajemne kołatanie serc w piersiach, jak tępy stuk młotka. Czuli w sobie nadmiar uczucia i taką potęgę, że skrzydła im zda się rosły. Ona była, jakby zaniepokojona.
Zauważył jej lęk. Z wazonu, pełnego róż szkarłatnych i alabastrowych lilji, wyjął jeden niepokalanie biały kwiat i złożył przed nią na klawiszach. Zrozumiała go. Jęła ochładzać lilją rozpalone powieki. On zaś zaczął mówić wiersz dla niej ułożony. Wyznawał jej to, co w jego sercu dla niej potężniało. Nie wymienił wyraźnie słowa — kocham — lecz roztaczał przed nią atmosferę, w której ono żyje. Zwierzał, iż w myśl