Strona:Helena Mniszek-Powojenni tom 1.pdf/82

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

uprzejmy uśmiech na szerokich, zmysłowych wargach. W twarzy i postaci miljonowego przemysłowca uwidoczniał się epikureizm, który obrał sobie w nim siedlisko z wyłącznym despotyzmem. Wielki spryt w oczach raził przy tej dobrodusznej twarzy. Znać było, że córka jest jego całym światem. Zebrzydowski był niezwykle mile widzianym przez papę, co się ujawniało aż zanadto. Kmietowicz widział, że on niebywale podniecony pochyla się do panny i coś jej mówi, zapewne półszeptem, gdyż na nią biły ognie, a Krongold tymczasem obserwował pilnie przez lornetkę najwyższą galerję, stojąc po za krzesłami młodych. Kmietowicz niepokoił się poważnie. Znał Wara; jego zapalczywość mogła się stać w tym wypadku decydującą. A wtedy? Kmietowicz wiedział, że wtedy, gdy War się zdecyduje ożenić z Różą, będzie to zarazem wyrok na jego zapał i całe jego rozumowanie. W miłość Wara dla Krongoldówny Karol nie wierzył, ani trochę, wątpił nawet w zbyt długo trwające wrażenie, jakie wywierała na nim ta panna. Wątpił i w zimną logikę Wara, żeniącego się dla pieniędzy. — On sam siebie nie zgłębił. Jest w oszołomieniu, byle tylko do ostatecznych kroków nie dopuścić — myślał Kmietowicz.
Zdenerwowany i zły wyszedł z teatru podczas trzeciego aktu. W Bristolu poszedł odrazu do łóżka. Długo czekał zanim się zjawił Zebrzydowski. Kmietowicz zauważył bladość Wara i gorejące jego oczy. W ustach miał zaciętość niebywałą u niego. Niechętnie stwierdził, że Karol nie śpi. Nic nie mówiąc do kolegi zaczął się wolno rozbierać. Po paru zdawkowych pytaniach i odpowiedziach umilkli. Coś stanęło między nimi, krępując ich. Było to dla nich obce i wrogie uczucie. Wtem Zebrzydowski rozciągnąwszy się na łóżku i zapalając papierosa zapytał głosem powolnym.
— Czemu nie przyszedłeś do teatru?
— Byłem tam.
— Byłeś?... to ciekawe!... Czemuż przeto?...
— Obserwowałem cię zdaleka.