Strona:Helena Mniszek-Powojenni tom 1.pdf/68

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

tam!... Jeden z oficerów przyjrzawszy się podobiźnie zawołał. „To jakaś lilijka, gdzieś ją wytrzasnął? Chyba porwałeś ją z jakiego pałacu? Ale nie będziesz miał z niei pociechy“... Wtedy Tur zabrał fotografję oficerom w milczeniu, lękając się zapewne żartów dwuznacznych.
I śmierć jego pamiętam przed kilku miesiącami... Więc to był jej mąż i syn gajowego, którzy życie mi ocalili?...
Jakże ja im to powiem?
I nie powiedziałem, nie miałem odwagi. Gdy mnie pytali, uspokoiwszy wzburzenie, odrzekłem, że straciłem go z oczów, że rozdzielono nas. Nałgałem ile wlazło, bo nie mogłem wyznać prawdy. I nie tyle chodziło mi o panią Magdalenę, ile o tego ojca, którego Wacław był już jedynym synem, o tego ojca, który mi życie ocalił, a ja miałbym mu za to odwdzięczyć się taką wieścią? Tembardziej lękałem się wyjawić prawdę, że gajowy nie spostrzegł mego zachowania się i wyraz mojej twarzy go nie zastanowił. A przecie będąc jeszcze chorym, nie zdołałem napewno panować nad sobą tak, aby nie zdradził mię żaden cień, ani skurcz na twarzy. Gajowy nic nie odgadł, ale pani Magdalena, gdy zmieniała mi bandaże wieczorem, zapytała mię wręcz, co wiem o Wacku, bo odgadła, że coś ukrywam, przeczuwa, iż on już nie żyje. Broniłem się dzielnie, wreszcie zmęczony jej naleganiem, nie mogłem jej bowiem zbyć byle czem, powiedziałem całą prawdę. Zrobiło to na niej ogromne wrażenie. Jednakże odczułem wyraźnie, że było to dla niej nieszczęście, ale nie cios. Nie kochała go tak, jaki on ją. Ceniła jego serce, lecz miłości w duszy jej nie było. Wyszła za niego, pociągnięta wiernością jego uczucia, spragniona serca, zmęczona rozpaczą po stracie rodziców i domu. Wywnioskowałem to z jej słów, ze wszystkiego, nawet z wyznań Tura, który tak samo zdaje się rozumował. Wychodząc za Wacława, przeliczyła się z siłami, choć zapewne z najlepszą wiarą szła w to życie z człowiekiem niekochanym...