Strona:Helena Mniszek-Powojenni tom 1.pdf/32

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Pan Paweł Pobóg roztworzył ramiona i porwał żołnierza w swój uścisk serdeczny. W oczach miał łzy wzruszenia.
— Skąd ty chłopcze i w takiej sytuacji? A Romek? nie wiesz czego o nim? Dotąd nie wrócił!
— Ja wracam z kilkudniowej niewoli bolszewickiej. Uciekłem podczas ich odwrotu. Przechodziłem różne tarapaty lepsze i gorsze. Ostatnio leżałem długo w chałupie chłopskiej, daleko stąd. Przywędrowałem do państwa, bo... gdzież pójdę narazie, rozbitek bez własnego dachu nad głową. Ot! — machnął ręką.
— No, poczekaj, masz nas, to już coś znaczy. Romek cię kocha jak brata, a Terenia, ty wiesz, złoto szczere. Tedy jesteś u siebie. Dalej! nie mazgajmy się tu, jeno chodźmy do domu. Wykąpiesz się, przebierzesz, pożywisz, boć pewnie kiszki marsza grają.
— Mniejsza o głód! Więc państwo nie mają żadnych wieści od Romka?
— Nic, od odwrotu z pod Kijowa. Oczekujemy go lada dzień. Przypuszczamy rozmaicie, że jest możę w Krążu. Pisaliśmy tam, ale dotąd żadnej wieści.
— A cóż w Krążu?
— Także pewno Sodoma i Gomora! A tego zucha nie poznajesz waćpan? — wskazał na chłopczyka. — Pan Marceli Pobóg we własnej osobie. Wielki zawadjaka i przyszły rycerz. Wyjątkowo zawziął się na bolszewików, chce jaknajprędzej dorosnąć, żeby im wytoczyć wojnę dozgonną.
— Widziałem go zaledwo w kołysce, kiedy byłem w Uchaniach w styczniu w 14 roku, miał dwa miesiące.
— Ba, ba! Teraz mamy siedem lat. Celuś, na baczność przęd polskim żołnierem! Salutuj!
Chłopczyk wyprostował się zuhowato i prawidłowo przyłożył palce do czoła. Żołnierz nachylił się, chciał go podnieść i ucałować, ale jęknął i zachwiał się z bólu. Na czole wystąpił mu gęsty pot. Pobóg wziął go za rękę troskliwie.