Strona:Helena Mniszek-Powojenni tom 1.pdf/30

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Co tu u was... zniwa?
— Aha, djabelskie żniwa — odrzekł ogrodniczek. Scierwy sypały ziarno prosto pod nogi koniom, a co konie nie zjadły, to sobie wyrosło jak w maju na polu. Cały ogród i drogi takie umajone.
— Państwo w domu?...
Ogrodniczek zmierzył wzrokiem przybysza i odrzekł z flegmą:
— Pani dziedziczka i pan starszy w domu, a młodego dziedzica jeszcze niemasz. Wojuje czy co?...
Żołnierz uczuł silne bicie serca. Chciał jeszcze o coś spytać lecz ogrodniczek pchając przed sobą grabiami dużą gromadę miękkiego jak pela zielska, odszedł dalej i zagłębił się w szpaler kasztanowy. Żołnierz namyślał się chwilę, czyby nie ruszyć za nim. Nagle przypomniał sobie.
— Przecie to Piotruś, nie poznał mnie widać... tem lepiej.
Odsunął się w głąb drogi i poszedł w stronę magazynu, gdzie leżały wielkie pryzmy zwalonych cegieł. Przez zaśmiecone słomą gąszcza bzów i berberysu, przez plątaninę krzewów połamanych, widniał dwór obszerny, modrzewiowy, błyszczący szybami okien. Ściany domostwa oplecione były pnączami jeszcze w liściach, żółtych, powiędłych. Ganek o wysokich filarach, na których wspierał się balkon, tonął w caprifolium. Żółte liście, jakby motyle, chwiały się gdzie niegdzie na obnażonych pędach roślin. Żołnierz uczuł osłabienie, usiadł na kamieniu i oddychając ciężko, patrzał na dwór, na dziedziniec i ogród. Zewsząd wyzierało zniszczenie, przejmujące zgrozą. Trawniki i kwietniki zdeptane i obwalone resztkami nawozu, z którego snadź świeżo Piotruś obdarł niewczesną ruń owsianą. Dużo róż połamanych, sterczą jeszcze ich nagie kikuty, dużo wyciętych krzewów i nawet drzew.
Na dziedzińcu folwarcznym cisza, jeno skrzypi żóraw studzienny. Jakaś kobieta, w podkasanej spódnicy wyciąga wiadro pełne wody. Na progu stajni siedzi chłop z czapką zsuniętą na tył głowy i struga patyk kozikiem, gwiż-