Strona:Helena Mniszek-Powojenni tom 1.pdf/186

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Sprowadzić jaśnie panu baronowi limuzynę? bo młodzi jaśnie państwo odjechali Cadillac‘iem za miasto na spacer.
— Tak, tak, ja wiem! Ale ja pójdę piechotą. Trzeba się przejść dla zdrowia! Masz tu kochanku.
Wyszedł i mełł w zębach miłe słowa:
— Młodzi jaśnie państwo! Jaśnie państwo Zebrzydowscy! O, mądra Róża, bardzo mądra!
Piccolo podsunął się do drugiego kolegi i szepnął chytrze:
— Morowo płaci, jak mu pojaśniować. A tamci zgasili elektrykę w Cadillac‘u, widziałeś?
— Co miałem nie widzieć, ona zgasiła — odburknął kolega. — A mnie pana Zebrzydowskiego żal.
— Co mu tam będzie za krzywda? Fiu!
— Zawsze co nasz jaśnie pan prawdziwy, choć i obdarty, to nie tamte sztuczne miljardery.
— To właśnie dobrze, że nasz zabierze miljardy. Zebrzydowski hojny, przy nim to się każdy pożywi, żeby tylko miał z czego dawać. Ho, ho!
Jerzy Strzełecki wrócił do stołowego pokoju od telefonu i rzekł krótko do obecnych:
— Bristol odpowiedział, że po obiedzie z Krongoldami Zebrzydowski i panna Róża pojechali autem na spacer.
— Tego owego... Basta! — stęknął hrabia August.