Strona:Helena Mniszek-Powojenni tom 1.pdf/175

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

dawny nałóg zatrzymał go na miejscu, olśnił radosną błyskawicą.
— Jadę do Paryża! Życia, ruchu, świata! ach świata!
Błyskawica zgasła jak gaśnie iskra piorunowa. Nagły mrok, brak tchu, zimny bolesny dreszcz.
— Za co pojadę?... teraz?
War doznał wrażenia, że obmacują go jakieś zimne lepkie macki. Ale to było tylko uczucie niemożliwości.
— Nie mogę, nie mogę! — rzucił głośno.
Ktoś się za nim obejrzał. War uprzytomnił sobie, że w ananasowym buduarze projekt wspólnej podróży do Francji i Włoch był już ustalony. Czekano tylko jego oświadczyn formalnych.
— Jestem ogromnie głupi! — wygarnął sobie komplement i wsiadł do auta. Za chwilę w małym saloniku na Wilczej siedział na przeciw matki swojej i wuja, hrabiego Augusta.
Pani Beata Zebrzydowska wystrojona i uczesana modnie, siedziała w głębokim fotelu z załamanemi rękami. Patrzyła na syna z wyrazem bolesnym. W oczach jej dużych, czarnych, bezmyślnych, a połyskliwych jak granaty wetknięte w twarz niby dwie broszki, malowało się tylko bezdenne zdumienie. Brwi czarne, wzniesione wysoko, zanurzały się w loki jasno-złociste, ondulowane starannie, spływające na białe czoło. Cała postać tej pani była pretensjonalna, znamionująca wielkie rozmiłowanie się w sobie samej, przytem dumę i pychę niezwykłą. W wyrazie ust było zniechęcenie, graniczące z rozpaczliwą jakąś ironją.
Hrabia August łysy i wygolony, o rysach klasycznych, ale już zwiędłych, utkwił duże bławe, żartobliwe źrenice w twarzy Wara i żując nieustannie wargami patrzał na młodzieńca drwiąco, kręcił głową i stukał palec o palec na swoich piersiach, na których trzymał pod samą brodą splecione dłonie.