Strona:Helena Mniszek-Powojenni tom 1.pdf/160

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Otworzyła drzwi salonu i sama w nim znikła. Zebrzydowski zdjął palto, uderzony dźwiękiem głosu tej kobiety.
Wszedł do salonu i... oniemiał. W pełni światła stała przed nim pani Teresa Pobożyna. Uśmiechała się do niego tym swoim wdzięcznym, dawnym uśmiechem.
— Pan mnie nie poznaje?
War rzucił się do jej rąk i całował je zachłannie.
— Cóż za niespodzianka, co za radość! Tyle lat! — powtarzał, czując, że od tych pocałunków przenikają go dreszcze, jakby go kto iskrami obsypywał. Ale pani Teresa po chwili wysunęła dłonie z jego rąk grzecznie, lecz stanowczo i jęła go wypytywać o męża. War doznał wrażenia, że oblano go zimną wodą, ostygł i opamiętał się odrazu.
— Podobno pan był w jednym pułku z Romkiem. Wiem o tem od Ganiewicza, który w zimie wrócił z wojny do Krąża. Stracił nogę biedak i humor już nie dawniejszy, ale jednak wrócił, a Romana dotąd niema.
Głos jej załamał się, w oczach stanęły łzy.
Pochyliła się wdzięcznie w stronę Zebrzydowskiego i mówiła głuchym głosem.
— Może pan coś wie o Romku. Proszę niech mi pan nic nie ukrywa, choćby ta prawda była najgorsza.
War złożył ręce jak do modlitwy.
— Pani najdroższa, nie wiem nic o panu Romanie. To omyłka, nie byliśmy w jednym pułku, lecz tylko w ułanach. Przez cały czas wojny oraz inwazji ostatniej, nie spotykałem pana Romana ani razu. Czy pani nie czyniła starań w celu dowiedzenia sic w sztabie o losie pana Poboga?
— Ach panie! wyczerpałam już wszystko co możliwe. Nie mają żadnej wiadomości, a to przecie już marzec. W kwietniu poszedł na Kijów, do lipca wieści od niego miewałam, potem już ani słowa.
Łzy obfite spłynęły z oczu pani Teresy. Twarz jej miała taki wyraz bólu i męki, że Zebrzydowskiemu ścis-