Strona:Helena Mniszek-Powojenni tom 1.pdf/148

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— A jakżeś ty uciekła? Co to się zawaliło? Czy widziała Borysa? — pytała Olga.
— Zawalił się cokół tej baszty narożnej, której resztki sterczały... runął razem z kozakami, bo poszli tam szukać nas. Skusiło Borysa okienko, zasłonięte firanką. Umyślnie ja to okienko tak wyszykowała, żeby ich zdurzyć. Ot i udało się! Może tam i Borys był? Ale on ostrożny! Jak się zrobił krzyk i pobiegli wszyscy do zwaliska, tak ja wtedy pod nasz kamień. Odsunęłam go trochę, tylko szparą prawie wlazłam, daj zasunęłam go na amen. Tam do niego nie dojdą, bo tam tak, jak wy widzieli ułożone kamienie, że każdy się trzęsie jak nad przepaścią.
— A nikt ciebie nie widział?
— Ba!... żeby oni mnie widzieli, to jużby i po mnie było! A czy ja durna? Ale ja ich widziała zdaleka, Borysa, daj jego towarzyszy i chłopów. Słyszała jak się o mnie upominali. Ot tobie i czarownica! ją Chrystus ocali, a was czort weźmie, nie dziś to jutro. Osobliwie Borysa.
— Chłopi coprawda niewinni, upominali się o swego — rzekł Pobóg.
— Borys jak obejrzy tego chłopa będzie wiedziały że to ja, albo Roman go zabił, pozna że z browninga — dodała Olga.
— A cóż to ja nie mogę mieć także takiego rewolweru?
— Uciekajmy, bo ja mam przeczucie, że oni do podziemi trafią — rzekł Pobóg. — Jeśli nie Borys, to chłopi im wskażą. Niemożliwe, żeby nie wiedzieli o podziemiach.
— Czort ich wie! Ale są tu jeszcze inne lochy, bez wyjścia, jak tam wpadną, tak już amen!
Szli wolno, bo z powodu ciemności i rozmaitych zakrętów z trudem mogli się posuwać. Brak powietrza najwięcej dawał się im we znaki. Parokrotnie słyszeli nad sobą głuche odgłosy, które mogły być strzałami, lub