Strona:Helena Mniszek-Powojenni tom 1.pdf/127

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Ten chłop nic mnie nie obchodzi, tylko nie lubię zostawiać za sobą ofiar niepotrzebnych.
— Dobry sobie jesteś, wolałbyć, żeby nam uniemożliwił dalszą ucieczkę i żeby po tylu męczarniach wpaść znowu w ręce Borysa?
— Można było chłopu dać cośkolwiek z twoich skarbów i jeszcze byłby nam pomocą.
— Żebyś mu oddał wszystko, byłoby zawsze za mało. Ty ich nie znasz. Nawet obdarowany hojnie, uciekłby do bolszewików, żeby od nich dostać nagrodę za denuncjację.
— Można go było związać i pilnować do czasu.
— Eee! żaden sznur ani łańcuch nie jest taki pewny jak kula we łbie. Musimy o sobie myśleć nie o tym mużyku. My jeszcze nie w Paryżu, my teraz jak muchy na nosie tygrysa, którego drażnimy i wzywamy, a on może lada chwila capnąć nas zębami i zdruzgotać nas na wieki. No, nie gniewaj się ty na mnie, romantyku drogi, ja wiem, że kosztem tego draba uratowałam nasze życie i przyszłość. Patrz, Chazmara! —
Przed nimi stała kobieta wysoka, mizerna i okropnie chuda, o twarzy płaskiej, żółtej i oczach jak sztylety. Ubrana była po chłopsku, ale na ramionach miała zarzuconą pelerynę sobolową, wytartą i nabitą kurzem. Biała, niegdyś atłasowa podszewka wystrzępiona, zwisała brudnemi łachmanami z pod cennego futra. Oczy małe, czarne, jak dwa gwoździe z ostrym wyrazem, skierowała na Poboga. Spojrzała na Olgę i uśmiech szeroki rozchylił jej usta od ucha do ucha.
— Księżniczka Olga! Ot i wróciła!
Olga poklepała ją po ramieniu.
— Jak się masz, stara nianiu. A co, nie spodziewałaś się mnie.
— Spodziewać się, spodziewałam — odrzekła Tatarka chrypliwie — nie z takich ty, żeby cię do niewoli brać. Ty pewno Borysa zabiła, gdzie on?
— Borysa? nie! Twój kum czort zrobi ta za mnie.