Strona:Helena Mniszek-Ordynat Michorowski.pdf/61

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Ordynat przeszedł, udając, że ich nie widzi, jak koło słupów telegraficznych i znikł w wielkich drzwiach dworca.
Księżna przymknęła oczy, bo źrenice Waldemara ukłuły ją boleśnie, niby długiem ostrzem kamiennem.
Wzburzony Waldemar siedział już w wagonie, gdy wszedł Bohdan.
Był roześmiany. Rzekł z komicznym żalem.
— Pożegnałem swoją Gretchen! Pojechała do Iszlu. Wie wuj! ani rusz nie mogła wytrzymać mego wzroku. Ja mam siłę piorunującą! Przedstawiłem się jej jako książe Abrakadabra-Abra z linji świętych tureckich. Uwierzyła. Niewiniątko! A ona Müller. Mój Boże! — tylko Müller... a taka ładna! Ale, ale, wuju!
Spojrzał na Waldemara i umilkł. Śmiech zgasł mu na twarzy.
Ordynat zdawał się obojętnie czytać gazetę.
Gdy już pociąg ruszył, Bohdan podsunął się bliżej i spytał cicho:
— Wuju, czy ta... piękna pani, którą wuj minął, to... ta sama co... anonimy...
— Tak — przerwał prędko ordynat. — To był Barski z córką.
Bohdan zamyślił się. Po długiej chwili szepnął:
— Ma za swoje.




XX.

Waldemar zajął się szczerze swym kuzynem. Poznał go już trochę, lecz młody człowiek wymykał mu się z rąk. Ordynat nie mógł często wywnioskować, co w nim jest dobrego, a co zaś złego. Był inteligentny i żywy, pozatem wszystko inne plątało się w tej naturze w chaotyczny sposób, bez ładu i składu. Na zapytanie ordynata, kim chce zostać, Bohdan odpowiedział ze zdziwieniem:
— Tym, kim jestem: wielkim panem!
— A czy ty rozumiesz przynajmniej, co to znaczy: wielki pan?
— Wielki pan to jest objekt a zarazem problemat. Może być i wielkim szubrawcem, i wielkim dobrodziejem. Ty, wuju, jesteś z dobrej kategorji, i o tobie dużo mówią, taki zaś... Barski...