Strona:Helena Mniszek-Książęta boru.djvu/256

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Mało, ale cóż-ta pocnę! Dziękuję Bogu za tę odrobinę. Hej, Boże miły, żebym ja mioł duzy majątek, jak panic nieprzymierzając, tobym był jak król jaki, abo cysorz. Panic to scęśliwy ogromnie, ze ma taki majątek i je u ojca sam jeden, to wsyćko la niego. Cie dopiero fortuna! No!... Ja słysoł, ze panic chce swój majątek spsedoć. Pewno to cygaństwo jest?...
Jurek się zmieszał.
— A jak sprzedam? Wielkie rzeczy! Kto inny będzie miał.
Chłop stanął jak wryty.
— Panic by zrobił takie sielmostwo? Możesz to być?
Jurek milczy, ale czuje, że krew zalewa mu serce z pomieszania przed tym prostym chłopem, który patrzy nań jak sędzia surowy. Grzegorz mówi dalej z przejęciem takiem jakby jego własny grunt sprzedawano.
— A dyć to, panicu, obraza boska, nawet gadać tak, to grzech. Jakże to, panicowi, los poszczęścił, że się urodził na ziemi własnej, że ma swój zagon rodzony i panic go chce sprzedać?... O la Boga! Toż się Bóg i Najświętsza Panienka obrażą za taką zbrodnię. To my bidny naród musimy własną pracą zorać i zasiać i zebrać, bez pomocy nijakiej, bez nauki, ino tak jak było z dziada pradziada. A panic bogaty, ma robotników, ma różne ma-