Strona:Helena Mniszek-Książęta boru.djvu/180

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Słońce dosięga szczytu swego wschodu, sieje złote krople na pachnącą ziemię. W obłokach zanosi się śpiewem skowronek, z gaju nieśmiało odzywa się kukułka i słowik nuci w olszynie, może zacznie już dziś śpiewać, wszak to dzień Bożego Zmartwychwstania.
Białe i żółte motylki i muszki fruwają tam i sam, otaczając barwną aureolką, pochylone do siebie, rozszeptane głowy Anielki i Andrzeja. U stóp ich śmieją się drobne roślinki, brzęczą nad niemi pszczoły robotnice, nie znające święta, bo pracują na chwałę Bożą.
Ziemia cała ustrojona w kwiecień, wyciąga szczodre ramiona w przestwór i woła miłośnie:
„Kocham! kocham!“