Strona:Helena Mniszek-Książęta boru.djvu/053

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

i z kompanią był w Kijowie, a nie dawno gdzieś z bat’kiem wyjechał daleko i długo nie wracał. Ludzie gadali że był w guberni i sądził się z samym panem — ale ona się o to nie pytała, co ją obchodził Maksym?
Bogaty i ładny chłopiec to prawda, dziewczyny z obu wsi zazdroszczą go jej. On ma dużo gruntu i chatę najładniejszą i chudobę wszelaką i sad. A jak parę gniadych koni założy do woza, jadąc na jarmark, to całą wieś prześciga. Bohatyr on szczęsny i jeden u ojca, to cały majątek na niego idzie, a do wojska nie brali, bo taki szczęsny jak on to nawet od tego wolny.
A Daniłko? ot całkiem inaczej i on ładny może nawet ładniejszy, ale biedny, syn rybaka, co tylko z tego żyje jak ryb nałapie i sprzeda w miasteczku, a matka len przędzie dla wiejskich gospodyń. I tak żyją sobie w małej chatynce nad rzeką. Najstarszy syn Stepan we dworze za parobka służy, a mały Źińko do roboty chodzi. Fedotka ich czasem odwiedza nie uważając na śmiechy dziewczyn, ani na gniew ojca. Nosi dla małego Źińka wiśnie za pazuchą, żeby matka nie zobaczyła, czasem w niedzielę dla starej Semenichy grzybów albo jagód przymusie, zawsze ukradkiem, w obawie aby jej gdzie Maksym nie złapał i nie wyśmiał.