Strona:Helena Mniszek-Książęta boru.djvu/041

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

ot... ot... ot... i boru... i boru nie stanie.
Wszyscy milczeli ponuro, ciężka rozpacz gniotła im duszę.
Jakby dla powiększenia grozy z głębi boru, rozległ się głuchy wyk wilków.
Sarny zadygotały.
— Cichoj... cichoj durne — uspakajał je Grzegorz... i wy biedota i oni tam pożałują boru... wilczyska, pożałuują; i z nimi się człowiek zżył — a teraz?... Ot... ot... ot... na Czornej reczce kule... harmaty... Hej! Hej!
Stary rozszlochał się, całował błyszczące, czarne mordki saren i oblewał je łzami.