Strona:Hektor Malot - Bez rodziny.pdf/82

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
—   76   —

— Wpierw jeszcze musimy otrzymać zezwolenie jego mistrza, — mówiła dalej pani Milligan. — Napiszę do niego, aby przybył do nas do miasta Set[1], gdyż nie możemy powracać do Tuluzy. Poślę mu pieniądze na podróż i wyjaśnię mu, dlaczego my nie możemy przybyć koleją do niego. Sądzę że przybędzie na moje zaprosiny. Jeżeli przyjmie on moją propozycję, to wtedy będę musiała porozumieć się jeszcze z rodzicami Remiego, gdyż ich także trzeba się koniecznie zapytać.
Aż dotąd cała ta rozmowa toczyła się podług mego życzenia, ale ostatnie słowa pani Milligan strąciły mnie nagle z krainy marzeń, w której bujałem, do smutnej rzeczywistości.
Zapytać moich rodziców! Ależ bezwątpienia powiedzą oni wtedy wszystko, co pragnąłem, aby pozostało w ukryciu. Prawda wyjdzie na jaw. Znajda! Wtedy ani Artur, ani pani Milligan nie będą mnie chcieli. Przyjaźń, jaką mi okazywali, zniknie. Nawet moje wspomnienie będzie im przykrem. Artur bawił się ze znajdą, uważał go za swego towarzysza, za swego przyjaciela, prawie za brata.
Czułem się przygnębionym.
Była to pierwsza zła noc na pokładzie „Łabędzia“, niewymownie zła, długa, noc, którą spędziłem w podnieceniu gorączkowem. Cóż uczynić? Cóż powiedzieć? Nie mogłem nic wymyśleć.
I po sto razy powziąwszy i porzuciwszy znów jedną i tę samą myśl i najsprzeczniejsze postanowienia, ostatecznie zdecydowałem się nic nie czynić i nic nie mówić. Niech sprawy toczą się swoim biegiem. Przyjmę, co los zrządzi.
Być może, że Witalis nie zechce mnie odstąpić, a wtedy nikt się prawdy nie dowie. — I tak się tej prawdy okropnej dla mnie obawiałem, że pragnąłem nawet, aby Witalis nie przyjął propozycji pani Milligan.

  1. Pisze się właściwie: Cette.