Strona:Hektor Malot - Bez rodziny.pdf/11

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
—   5   —

— A więc tak, — brzmiała odpowiedź, — ale nie miejcie obawy o życie waszego męża. Jest on tylko ranny, lecz może zostanie kaleką. Tymczasem znajduje się on w szpitalu. Leżałem w tej samej sali, co i on, a gdym opuszczał szpital, by wrócić w te strony, prosił mnie, bym wstąpił po drodze do was i wam to wszystko opowiedział.
— Mąż wasz odniósł rany swe przy załamaniu się rusztowania, które go przytłoczyło, ale w tym czasie nie powinien się był tam znajdować, więc też przedsiębiorca budowlany odmówił mu wszelkiego odszkodowania. Namówiłem go jednak, by wytoczył proces przedsiębiorcy.
— Proces kosztuje wiele pieniędzy.
— Tak, ale te się zwrócą, gdy wygra się proces.
Matka Barberin chciała jechać do Paryża, lecz podróż była daleka i kosztowna.
Nazajutrz rano poszliśmy na wieś poradzić się proboszcza. — Napisał on list do ks. kapelana szpitala, w którym znajdował się Barberin. W kilka dni później przyszła odpowiedź, aby matka Barberin nie udawała się do Paryża, lecz aby przysłała mężowi pewną sumę pieniędzy na proces przeciw przedsiębiorcy budowlanemu.
Upływały dnie, tygodnie. — Od czasu do czasu nadchodziły listy, a w każdym Barberin domagał się pieniędzy. W ostatnim liście, bardziej naglącym niż poprzednie, domagał się, aby sprzedać krówkę, jeżeli braknie gotówki.
Ci tylko, którzy znają zbliska życie wieśniaków, wiedzą, ile okropności zawierają w sobie te słowa „sprzedać krówkę“.
Najbiedniejszy i choćby liczną rodziną obdarzony wieśniak, nie zazna głodu, dopóki ma w swej obórce krówkę. — Na postronku, a nawet na zwyczajnym sznurku zaczepionym o rogi, oprowadza dziecko krówkę wzdłuż dróg, ponad któremi rośnie trawka, nienależąca do nikogo, a wieczorem cała rodzina ma masełko