Strona:Hektor Malot - Bez rodziny.pdf/102

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
—   96   —

szczęście nie stroni ciągle od tych, którzy mają odwagę do walczenia z przeciwnościami. A właśnie odwagi i także poddania się losowi domagam się od ciebie w tej chwili. Później pójdzie nam lepiej. Trzeba przetrwać złą chwilę. Na wiosnę rozpoczniemy znów nasze życie na swobodzie. Zaprowadzę cię do Niemiec, do Anglji. Podrastasz i twój widnokrąg umysłowy się rozszerza. Nauczę cię wielu rzeczy i uczynię z ciebie człowieka. Zobowiązałem się do tego wobec pani Milligan i dotrzymam zobowiązania. Ze względu na te zamierzone podróże zacząłem uczyć cię po angielsku, po francusku i po włosku. To już wiele znaczy dla dziecka w twoim wieku, a przytem jesteś silny. Zobaczysz, mój mały Remi, zobaczysz, że wszystko nie jest jeszcze stracone.

XVI.
Chlebodawca z ulicy Lursyn.[1]

Im dalej posuwaliśmy się w głąb miasta, tem mniej to, co spostrzegłem, odpowiadało moim wyśnionym nadziejom i marzeniom dziecięcym o Paryżu.
Na rogu domu przeczytałem nazwę ulicy Lursyn.
Witalis, który zdawał się wiedzieć, dokąd idzie, odsuwał łagodnie grupy ludzi, którzy stawali na naszem przejściu.
Szedłem tuż przy Witalisie.
— Strzeż się, abyś mnie nie stracił z oczu, — rzekł mi.
Lecz to polecenie nie było potrzebnem, szedłem krok w krok za nim i dla większego bezpieczeństwa, trzymałem się rogu jego kabata.
Przebywszy wielkie podwórze i przejście, przybyliśmy do rodzaju ciemnej i zielonkawej nory, dokąd słońce nigdy zapewne nie przenikało. Było to najbrzyd-

  1. Pisze się właściwie: Lourcine.