Strona:Hans Christian Andersen - Baśnie (1929).djvu/48

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
OPOWIEŚĆ PIĄTA.
CÓRKA ROZBÓJNIKÓW.

Zosia jechała przez ciemny las, a blask złotego powoziku zwrócił uwagę rozbójników, którzy zaczęli wołać:
— To złoto! Złoto!
Nadbiegli, zabili dojeżdżacza, lokaja i stangreta i wyciągnęli Zosię.
— Tłusta jest, śliczna, karmiona orzechami! — zawołała szkaradna, stara rozbójnica, o kołtunowatych włosach, krzaczastych brwiach i brodzie. Będzie smakowała, jak tłuste jagnię. Zaraz ją zarznę! — To rzekłszy dobyła ogromnego noża, błyskając nim straszliwie.
— Au! — wrzasnęła jednocześnie stara jędza.
Nic dziwnego, że tak było, gdyż córka jej, którą miała na plecach, ukąsiła ją w ucho.
— Nieznośna jesteś! — rzekła, zła iż nie może zarżnąć Zosi.
— Chcę się z nią bawić! — powiedziała dzika dziewczyna. — Musi mi dać swój zarękawek i sukienkę i spać razem ze mną w jednem łóżku! — a rzekłszy to ukąsiła jeszcze raz w ucho matkę, tak że podskoczywszy okręciła się wokoło.
Rozśmieszyło to rozbójników, którzy zawołali:
— Ślicznie tańczysz babo ze swem pomietłem.
— Chcę wsiąść do złotego powoziku! — rzekła dzika dziewczyna i uczyniła to, gdyż była samowolna i rozpieszczona wielce. Potem zaś, obie z Zosią ruszyły w głąb lasu. Dzika dziewczyna była tak duża jak Zosia, tylko barczysta, krępa i ogorzała od słońca.