Strona:Hans Christian Andersen - Baśnie (1929).djvu/26

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

rozpoczętą została era ogromnego postępu. Od tego dopiero dnia właśnie można było należycie ocenić świat i ludzi, oraz ich sprawy. Djablęta biegały z tem zwierciadłem po całym świecie i niedługo każdy kraj, każdy człowiek i wszystko odbiło się w niem w poczwarnej postaci.
Rozuchwalone tem wzleciały ku niebu, chcąc szydzić z aniołów i samego Boga. Im bliżej były djablęta siedziby niebian tem bardziej krzywiło się, mętniało i drżało zwierciadło z powodu odbitych w niem rzeczy świętych i wyprawiało takie skoki, że zaledwo mogły je utrzymać. Leciały jednak coraz to wyżej, zbliżając się ciągle do Boga i aniołów. Nagle zwierciadło wyrwało się z rąk zuchwałych djabląt i spadło zpowrotem na ziemię, rozbijając się na miliony bilionów kawałków.
To pogorszyło jeszcze szkodliwość zwierciadła. Szczątki jego, podobne ziarnkom piasku, rozniósł wiatr wszędzie i wielu ludziom zasypał niemi oczy. Nie można ich było wydostać, tak że ludzie ci widzieli wszystko w postaci złej, brzydkiej i odwrotnej. Dostrzegali same jeno wady każdej istoty i braki każdej rzeczy, a to dlatego, że najmniejszy okruch djabelskiego lustra posiadał te same własności co całe. Co gorsza, okruchy te dostały się niektórym ludziom do samego serca, a serca te, o zgrozo, zlodowaciały, stały się zimne i niedostępne uczuciom.
Prócz tego piasku, zostało ze zwierciadła także dużo kawałków większych, niektóre miały nawet rozmiary szyb okiennych, a nie dobrze było patrzeć przez takie okno na przyjaciół swoich. Inne były tak małe, jak szkła okularów, a ludzie źli, patrząc przez nie, twierdzili, że teraz dopiero widzą wszystko jasno i wyraźnie.