Strona:Hans Christian Andersen - Baśnie (1929).djvu/206

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Rzucono papier do pieca, a domownicy czekali rychło buchnie płomieniem.
Ach! Jakiż powstał blask i jakie gorąco! Nigdy nie pomyślałby był len, że to jest możliwem. Każda z pisanych liter rozżarzyła się do białości i znikała potem zaś pomknęła kominem, hen, kędyś w słońce. Miło było patrzeć na to, a stojące, obok starszych osób, dzieci zanuciły pieśń żałobną.
Nie miały jednak słuszności, gdyż wydarzenia tego świata nie kończą się nigdy, a ten kto to wie jest najszczęśliwszy z wszystkich.
My wiemy to, przeto radujemy się całem sercem.