Strona:Hans Christian Andersen - Baśnie (1929).djvu/194

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Wówczas dobył żołnierz szabli i uciął jej głowę, a ona legła martwa na drodze. Rozłożył fartuch, wsypał weń złoto, zarzucił ten tobołek na ramię, wsadził krzesiwo w kieszeń i ruszył prosto do miasta.
Było to piękne miasto. Żołnierz poszedł do najpiękniejszej gospody i zażądał najpiękniejszego pokoju i potraw, jakie mu najlepiej smakowały. Był bogaty i mógł sobie na wszystko pozwolić.
Pachołkowi, który mu czyścił buty, wydało się dziwnem, że tak wielki pan nosi takie paskudztwo, ale żołnierz nie miał jeszcze czasu sprawić sobie nowych. Nazajutrz dopiero kupił piękne trzewiki i ubranie i stał się eleganckim młodzieńcem. Opowiadano mu o wspaniałościach miasta, o królu i ślicznej królewnie.
— Gdzieżbym ją mógł zobaczyć? — spytał.
— Nikt jej nie ogląda! — powiedziano mu. — Siedzi zamknięta w pałacu z miedzi, otoczonym murami i wieżami, a nikt prócz króla nie ma do niej przystępu. Istnieje proroctwo, że poślubi zwyczajnego żołnierza, a król nie chce tego dopuścić.
— Chciałbym ją zobaczyć! — powiedział sobie żołnierz, ale nie uzyskał pozwolenia.
Żył sobie wesoło, bywał często w teatrze, jeździł po królewskim parku oraz dawał biednym hojną jałmużnę. Czynił to, wiedząc z doświadczenia, jak to źle nie posiadać grosza. Był bogaty i pięknie ubrany, pozyskał tedy wielu przyjaciół. Wszyscy go wychwalali, a jemu to sprawiało przyjemność wielką. Ponieważ jednak ciągle wydawał, a nic nie zarabiał, zostały mu jeszcze w końcu trzy grosze. Musiał opuścić piękny pokój, gdzie dotąd mieszkał i przenieść się na poddasze, a przyjaciele nie zachodzili już doń teraz, bo