Strona:Hans Christian Andersen - Baśnie (1929).djvu/142

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Tuż nad kurami siedziała cała rodzina sów, ojciec, matka i dzieci. Sowy mają, jak wiadomo, bystry słuch, tedy nie uszło im ni jedno słowo.
Matka sowa zatrzepotała skrzydłami, przewróciła parę razy ogromnemi oczami tam i zpowrotem i rzekła mężowi:
— Słyszałeś pewnie dobrze wszystko, gdyż uszy masz równie wielkie jak ja. Jedna z kur zapomniała do tego stopnia o przyzwoitości, że wyskubuje sobie pióra i to w obecności koguta.
— Cicho! Dzieci słyszą! — szepnął małżonce ojciec-puchacz.
— Muszę to opowiedzieć sąsiadce! — zadecydowała matka-sowa i uleciała bezgłośnie.
Po rozmowie zawiadomiły obie o nowinie gołębie.
— Czyście słyszały? Jest tu w pobliżu jedna kura, która wyskubała sobie całe pierze, by zwrócić uwagę koguta! Zmarznie na śmierć, a może już nawet nie żyje!
— Gdzieżto, gdzie? — gruchały gołębie.
— W jednym kurniku na przeciwległym krańcu wsi. Same to, nieledwo, widziałyśmy. Rzecz nieprzyzwoita coprawda, ale całkiem pewna!
Wieść tę podały gołębie kurom śpiącym niżej na żerdziach.
— Słuchajcież! Jedna kura, a jak powiadają, dwie nawet, wyskubały sobie wszystkie pióra, by wyglądać inaczej niż inne i przezto pozyskać względy koguta. Rzecz to bardzo niebezpieczna, obie kury dostały dreszczów, potem gorączki i zmarły.
— Hej, wstawajcie! — zapiał młody kogucik. — Jest nowina! Trzy kury zmarły skutkiem nieszczęśli-